sobota, 20 lutego 2010

Jestem z Przybowka

Na początku wszystko wydawało się rodem z innej planety. Pani w sklepie obsługiwała za długo!!!! ( 'a ja!!!! przecież czekam'). Sąsiedzi, nierzadko nam w ogóle nieznajomi, wpadali bez wcześniejszego telefonu!!! i co ciekawsze, bez pukania!!! Siadali w kuchni i tyle!!! Dzień z głowy-bo szybko zwykle nie wychodzili. Miejscowi przyglądali sie nam z nieukrywana ciekawością przy każdym przypadkowym spotkaniu (mówiąc o nas ' o! to Ci nowi'). Robotnicy zatrudnieni do remontu albo trzymali w wielkiej  tajemnicy godzinę  rozpoczęcia i zakończenia pracy ('Do której pan dziś zostaje panie majstrze? Fajnie byłoby skończyć tę podłogę?''Jeszcze nie wiem...Zobaczę jak mi się będzie chciało pani gospodyni!!! Może zostanę do obiadu, może nie???) albo w ogóle się nie pojawiali przez kilka dni bo 'zapili'. Wiadomo wódeczka na wsi to podstawa wszelkich 'załatwień', spotkań sąsiedzkich i przysług. Za flaszeczka wszystko da się zrobić! a nie wypić z sąsiadem to prawdziwa potwarz po prostu!!! ( 'Co ze mną sie sąsiadka nie napije???!!!! Już nalane stoi!!!O patrzcie ją jaka miastowa się znalazła!!!')...
No i tak z każdym dniem uczyliśmy się życia na wsi my miastowi, a muszę przyznać, że jest to swoiste wyzwanie i inny świat. Długo nie czułam się 'stad'. Przez długi okres czasu na  pytanie skąd jestem odpowiadałam: 'Z Warszawy. Tutaj dopiero mieszkam pól roku.' za 6 miesięcy mówiłam że rok, a za kolejny rok że dwa lata. Moje warszawskie ego nie mogło się rozstać ze swoja tożsamością, a ja z nim. Zmiana dowodu byla dla mnie ciezkim przezyciem - adres zamieszkania : Przybowka ( 'O kurcze to juz nie przelewki...to sie dzieje...to sie stalo...jestem ze wsi!!!').  Uf...na szczescie miejsce urodzenia widnieje zaraz obok!
Niedawno jednak z ulga odkrylam, ze na to samo pytanie odpowiadam z lekkoscia: ' Z Przybowki pod Krosnem' i jest mi z tym dobrze. Lubie to nasze miejsce na ziemi, sasiadow wolajacych z daleka 'Czesc Aneta' i machajacych reka, wpadajacych jak gdyby nigdy nic o 9 rano ( wciaz bez pukania) i zostajacych na pol dnia, wymiane kilku slow z pania w sklepie (bo przeciez sie znamy!), pana z chlebem ktory co rano podjezdza do drogi.Lubie to ze u nas na Zagurze ludzie 'zachodza sie' do siebie, pomagaja sobie, szczerze 'szkoduja'sie nawzajem w biedzie. Lubie to ze w kazdej chwili moge isc do Basi nie dzwoniac wczesniej i zawsze jestem mile widziana; ze Kamil odsniezyl nam bezinteresownie drozke do domu bo wynalazl patent na plog; ze Basia i Kazia mnie odwiedzaja zeby mi nie bylo smutno jak Kita wyjezdza. Lubie to, ze Mietek mysli czy mamy wystarczajaco duzo drewna na zime; ze Emi sama do nas wedruje 'do pieskow'; ze Kita ma 2 kumpli pod nosem na ktorych moze liczyc, ze nasza kundelka Patulka jak zostaje sama na kilka dni to nie ' umrze z glodu' bo zawsze cos dostanie od Stecow.  Lubie to ze jak zyla Pomprowiczka to mielismy z Klaudkiem przyszywana babcie, ktora opowiadala nam 'stare dzieje', 'martwila sie o nas',  przychodzila codziennie, smiala sie z nam i milczala...i ze opuszczony przez nia nagle dom zawsze bedzie dla mnie 'domkiem Pomprowisi. Lubie to ze nasze pieski maja przestrzen i swobode , ze jak wygladamy przez okno w 'okiennym' to widze tylko przyrode, ze cale lato spedzamy na ganku w otoczeniu zieleni i zwierzat. Lubie to , ze zima potchodza pod okna sarny,ze w dachu mieszka sikorka a dom leczy nam dzieciol. Lubie ... byc z Przybowki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz