niedziela, 23 maja 2010

kocia mamcia, pogańskie obrzędy i co natura ze mną zrobiła



Kosia ( nasza kotka ) Słodzia porodziła dziś w nocy kociaczków 5! 3 czarne z białymi plamkami i 2 w ciapki!
Wymościła sobie legowisko w starej wersalce w pokoju kominkowym. Mądrala wydała na świat maluchy w zielono-świątkową noc płodności - bo takie było jedno ze znaczeń danych temu pogańskiemu świętu. Lubię te wszystkie  po-pogańskie znaczenia i rytuały. Dużo w nich mądrości, naszego związku z naturą, radości, prostego człowieczeństwa. Od kiedy mieszkam na wsi śledzę na necie znaczenie starych obrzędów - tutaj w otoczeniu drzew, łąk, ptaków i zwierząt jest to takie naturalne. Poza tym ludzie wciąż wiele z nich kultywują. Jest to dla mnie zupełnie nowy, ciekawy świat, pełen pięknej i bogatej symboliki. W mieście jesteśmy z takich tradycji zupełnie wykorzenieni, mało kto o nich pamięta...
A więc wczoraj ruszyliśmy z rana z pieskami do 'mojego lasku' zerwać kilka zielonych gałązek 'dla przystrojenia domu na urodzaj i przeciw urokom' i  przywitać się z drzewami w ich święto, pozdrowić je i podziękować. Co ciekawe 'poganie' oczyszczali w Stado ( Zielone Świątki ) swoje obejścia z demonów wodnych - czyż nie jest to symboliczne dla naszego kraju w ten czas powodzi??? Co do naszego obejścia synchronizacja jest oczywista, jako że właśnie wczoraj poleciała u nas w kranach znowu woda po zlokalizowaniu 'naszego demona wody', który obruszył nam rurę w zeszłym tygodniu, pozbawiając nas wody.  A wracając do Kosiulki naszej kochanej i jej mądrości, gniazdko dla swoich maluchów wymościła wcześniej  przynosząc sobie ręcznik ( nie wiadomo skąd i kiedy ) i na nim cała kocia rodzinka sobie leży, a ja pisząc te słowa słyszę ich delikatne popiskiwania. Za oknem śpiewają ptaki i tańczą listki. Jeden z Muminów (naszych labradorków) poszedł wczoraj w świat ( czyli został sprzedany ). Ja szykuję się do nowego dnia. Klaudek jeszcze śpi. Kosia karmi swoje nowo narodzone dzieci. Pan Mietek pewnie już w polu a Kazia doi krowę.  Tutaj życie toczy się wciąż swoim naturalnym rytmem podobnym do czasów  kiedy Stado było wielkim świętem wiosny. A ja powoli czuję, że uczę się tego rytmu. Mój umysł coraz częściej pozwala mojemu ciału w spokoju wykonywać czynności dnia codziennego, a może jest odwrotnie? Może to ciało powoli synchronizuje się z rytmami przyrody? W każdym razie czuję ostatnio, że jak pracuję to poświęcam temu skoncentrowaną, spokojną energię, jak odpoczywam to potrafię się wyłączyć i po prostu usiąść. Nie jestem już tak rozproszona 'pozachodniemu', 'warszawskiemu', 'miastowemu'. Trochę jak Gośka z 'Rozlewiska..' wracam do żywych, rzec by można!

sobota, 22 maja 2010

Ludzie, których lubię

Pomprowisia opiekująca się nami z góry i Filipek
(kolejność wyliczania jest przypadkowa i nic nie znaczy a informacje szczątkowe bo długo by pisać ...)

Klaudka oczywiście;   Moniczkę, Łukasza, Agatę, Tosię i Tosiną babcię za ich ciapło i uśmiechy;   Basię moją drogą niezastąpioną sąsiadkę z Emi, Marti i Michałem;    Łukasza, Gosię partnerkę w biznesie i nie tylko, Maćka i Kubusia, tatę ich też;    moje zwierzaki liczne- te obecne i te co odeszły do innego wymiaru tudzież innych domów: Igiego Prezesa, Taję, Romana, panią Słodzię, Filipa i Rozalkę, Szarcię i Patulkę pankówę naszą i muminy wszystkie ;    Gosię z Bródna i jej rodzinkę;     Misię, Amelię i Donkę drogą!, i jej partnera;    Marcina fotolaba i jego dziewczyny z ikrą: Ewę, Lilę i Melę;    mamę Kity; Anię sistrę, Zuzię, Filipa i Michała;     Grzegorza z Paulą;    panią Kazię zawsze uśmiechniętą, pana Mietka zawsze zapracowanego i Łukasza;    Kamila;     Agę, Maćka i Bognę z gliniano-słomianego domu;    1 'psiarzy'  Podkarpacia: Martę, Andrzeja i Filipa;     moich starszych mimo, że głupi jak but,  Małgosię i Karol;     Dankę, Tomka i ich gromadkę;      Ewę 'najstarszą' przyjaciółkę i jej kawalerów 3;    Fionę, Jeffa, Indię, Georgię i Olivię;    Tomka, Maćka, Jasia i Marzenę, których drogi się rozeszły;    Szymka z New Yorka i jego odlotowe opowieści;    kochaną panią Basię, moją zastępczą mamę co mnie tulić się nauczyła i swego czasu ocaliła od szaleństwa;    Beatkę, Wojtka i ich hunda;     Pomprowisię co się o nas z nieba 'martwi';       Martę z Rzeszowa i jej dużego męża;     Katie, Anne, Larę, Henrego i Simona;       Donne silną i dobrą dziewczynę z Filipin;     Anię z Zielonego Wzgórza, Pipi Lanksztrum i dzieci z Bulerbyn........ ...............

'Kalejdoskop BARDO' Robert Gawliński

goa sun
Życie się zmienia jak w kalejdoskopie. To święta prawda. Robert Gawliński ma rację. I buddyści też.

Bardo (skt. antarabhawa) - w dosłownym tłumaczeniu stan pośredni. Pojęcie buddyjskie z języka tybetańskiego określające każdy przejściowy stan egzystencji: życie, medytację, sen, śmierć.
Najczęściej używane w odniesieniu do stanu pośredniego pomiędzy śmiercią a kolejnymi narodzinami.

I tak:
Wczoraj ( W )- nie było wody i przed nami perspektywa dużej kasy wydanej na naprawę, kopanie nowej studni, lato bez bieżącej wody w kranach,
Dziś ( D ) - już jest, leci sobie ciągłym strumieniem, mimo że brązowa to cieszy (  dzięki Michał za pomoc raz jeszcze )
W - wydawało mi się, że odnalazłam 'przyjaciółkę od serca', 'bratnią duszę', jak to mówiła Ania z Zielonego Wzgórza
D - panie ta jest mi nieodwracalnie daleka w temacie 'dusz bratnich' i z miana przyjaciółki spadła do znajomej po prostu, i jest mi z tym dobrze..
W - bolała mnie wątroba w realu i na samą myśl, co spędzało mi sen z powiek, bo wiadomo wątroba to kluczowy dla nas organ, no i trzy moje ciocie umarły na wątrobowe historie
D - czuję, że jest ok, że się regeneruje i staje mocniejsza w miarę jak ja się mniej boję ..dla odmiany zaczęły doskwierać mi płuca..haha..
W - Słodziutka, nasza kotka, była małym kociakiem i wydawało się, że nigdy nie urośnie bo zdecydowanie jest z tych małych dachowców
D - może zostanie kocią mamą !!!
W - miałam zostać scenarzystką! i 'pomocnicą' Klaudka w realizacji clipu Gawlińskiego, bo po twórczej burzy mózgów ( mojego, Klaudka, Marty, Andrzeja, Marcina, Łukasza..) finalnie,  przy zmywaniu, drogą nagłej iluminacji, wpadłam na genialny nieskromnie mówiąc pomysł, który został oceniony przez wyżej wymienionego muzyka słowem cyt. 'zajebisty'
D - robi to ktoś inny ale wg. naszego pomysłu a my 'nie zaistniejemy' w świadku muzycznym najlepszym klipem roku, nasze nazwiska się nie pojawią na końcu produkcji a gwiazdy nie będą się do nas dobijać o klipy ( jeszcze w każdym razie)...pociągam nosem i płaczę z..ulgi..oszczędziliśmy sobie z pewnością sporo warszawkowego kręćkowego stresu, od którego przecież uciekliśmy 4 lata temu..i dobrze..tak..TAK..( jak mawiała Kaśka z Domu nad Rozlewiskiem ) bo przecież aby coś nowego się narodziło coś musi 'umrzeć' ..tak..

ps. numer zdecydowanie warty wysłuchania..tak..TAK..

Muminy x 2



Z tego co zauważyłam, ludzie dzielą się na tych, którzy lubią Muminki i do muminkowej doliny wracają z radością, oraz na tych, którzy tę bajkę uważają za wyjątkowo nudną lub smutną i wzdryga ich na jej myśl.


Ja należę zdecydowanie do 1 grupy. Jako mała dziewczynka przeczytałam wszystkie części Muminków razy kilka i do tej pory sama myśl o bohaterach tej opowieści przynosi mi radość. Ich krągłe brzuszki, śmieszne pyszczki, krótkie nóżki...Przesłodkie po prostu. I ta ich wyważona, zrelaksowana natura..Istne nasze laby! Sami oceńcie
Jedyne co różni nasze muminy od fińskich  to to że są pełne energii i niepohamowanej miłości do życia!!! Chodząca zblazowana radość po prostu! Rano, kiedy wypuszczam je z kojca ( a robię to bladym świtem bo ich kojec jest pod naszą sypialnią i codziennie budzą mnie ich błagalne piski jednoznacznie mówiące 'chcemy na wolność' ' chcemy do ludzi' 'chcemy zabawy i przestrzeni' + oczywiście i przede wszystkim 'chcemy jeść!!!' ) następuję jak to nazywam 'SKOMASOWANY ATAK MUMINÓW'. Fala głodomorów atakuje miski, niektóre wchodzą do nich przednimi łapami,  próbując zdominować ich zawartość. Za nimi wybiega Tajga ( dumna mama ) i ucieka gdzie pieprz rośnie zmęczona po nocy w towarzystwie 7 ciumkających ją paszczydeł. Jak pogoda dopisuje muminy resztę dnia spędzają na ganku śpiąc, hasając po trawce, podgryzając wszystko co leży w zasięgu ich zębów, także siebie nawzajem, odwiedzając kuchnie oraz wieszając się na nogawkach naszych i gosci - a wszystko machając ogonkami ... raz dwa...raz dwa...
Takie to są te nasze muminy - toćka w toćkę jak poniżej

Muminek (Mumintrollet, fiń. Muumipeikko) – zachwyca się światem, czerpie dużo radości nawet z tak małych przyjemności jak zbieranie kamieni i muszelek. Łatwowierny i naiwny, ma dobre serce i łagodne usposobienie. Do wszystkiego podchodzi niezwykle entuzjastycznie.

czwartek, 20 maja 2010

Nie ma, nie ma wody ...

..w naszej studni.
Polska zalana, domy pływają - straszne. Naprawdę współczuję wszystkim którzy zostali ostatnimi powodziami dotknięci - tu na Podkarpaciu wielu. To jest dopiero test na wewnętrzną siłę człowieka wiedzieć jak w  twoim domu stoi woda po kolana, a ty nie możesz nic zrobić. . .
U nas natomiast wody brak! tzn coś się wydarzyło w naszej leśnej studni - najprawdopodobniej 'się zamuliła' po tych nieprzerwanych kilkudniowych deszczach. 'Zieloni' jesteśmy wciąż w sprawach wiejskich wiec na razie czekamy aż się ustabilizuje pogoda ... a czekając na słońce korzystamy z Pomprowisiowej studni. Zakupiliśmy wiadro metalowe, 10 m łańcucha i wyciągniemy wodę tj. Pomprowisia robiła to przez całe życie!!! Przez 85 lat myła się w misce w podgrzanej, albo nie, wodzie ze studni. Zmywała w niej naczynia. Prała. Wychowała 5 dzieci korzystając z tego samego żródła. Niezłe??? A teraz my mieszczuchy ze wsie mamy tego przedsmak, z tym że ja osobiście prysznicuję się u Basi sąsiadki ( Klaudek nie. bo podobno 7 cm bród sam odpada..haha...stary żart funta wart ). Pranie czeka do powrotu 'cywilizaji'. A zamiast dzieci mamy obecnie 10 psów (7 szczeniaków labradorków, zwanych powszechnie muminami ) , 2 koty i 2 papugi i ,chwała Bogu, żadne stworzenie z tej uroczej gromady nie wymaga mycia rąk, zębów, zupek itp. Jedyną czynnością, którą przyszło nam więc doświadczyć w pełni jest zmywanie w miskach - w jednej się mydli, w drugiej się płucze, a zlewki używa do kibelka i cały ten proces uświadomił mi dlaczego talerzyki na których Pomprowisia przynosiła nam jakieś smakołyki od czasu do czasu wyglądały podejrzanie...tj.wszystkie nasze naczynia obecnie. Zresztą odkryłam,że przesadna higiena to rzecz zbędna jak nie ma bieżącej wody i że wiele garnków i talerzy można używać wielokrotnie i bez uszczerbku dla zdrowia, mam nadzieję. Wystarczy, że postawi się je na sercu z napisem 'miłość' żeby zmienić energetyczny ładunek ich zawartości ( zjawisko udowodnione naukowo ). Cóż za lekcja! Jak się zaakceptuje fakt, że chwilowo jest tak jak  jest, to jest to naprawdę przygoda...rodem spod namiotu, tyle że we własnym domu!!!

David

Czytam od pewnego czasu Davida Icke. Chwilami z zapartym tchem jakby to była powieść kryminalna. Czasami z niedowierzaniem i sceptycyzmem. Innym razem z przerażeniem. 'Dzwonią te jego prawdy we mnie, nawet te w które 'wierzyć się nie chce'. Dopuszczam, że w naszym dziwnym, niezrozumiałym świecie wszystko jest możliwe, nawet Reptailanie. Ale to co lubię i smakuję i przeżuwam najdłużej i z wielką przyjemnością jest to co pisze on o duchowej stronie naszej ziemskiej egzystencji. A to nie różni się niczym od czegokolwiek co do tej pory czytałam. Wszystko jest tą samą prawdą, tą samą bajką opowiedzianą innymi słowami, innymi obrazami. Daje to wytchnienie od 'Davidowych przedziwnych' teorii i sprawia, że jest on dla mnie bardziej wiarygodny. Lubię tego gościa. Otworzył przede mną świat alternatywnej rzeczywistości i z wieloma jej aspektami nie mogę się nie zgodzić. Zaczęłam czytać o ludziach, którzy poświęcają, dosłownie i w przenośni, swoje życie, reputację dla prawd w które wierzą. I jest to super! Nawet jeżeli wydaje nam się, że są wariatami...

hallo..hallo..tu ptasie radio..

hallo..hallo..tu ptasie radio..nadajemy codziennie od 4.30 nad ranem..same naturalne dżwięki..żadnych przesterów, mixerów i samplerów..jedynie wyborni muzycy..pan Dzięcioł wystuka  piękne staccato.. pan Orzeł wprawi w wibracje powietrze swoimi pięknymi ogromnymi skrzydłami.. pani Puchaczowa pohooka sobie delikatnie acz głęboko.. pan Bociek gościnnie poklekocze w drodze do swojej rodziny, pan Kogut zapieje punktualnie jak co dzień o 4.30, pani Kukułeczka zakuka razy kilka 'kukukuku', pani Drozd śpiewak zatreluje przepięknie, a wszystkiemu towarzyszyć będzie chór złożony z całej plejady lokalnych gwiazd muzyki naturalnej - rodziny szanownych państwa Jaskółek, pani Słowik Szary, duet Kos i Gajówka, pan Derkacz, i słynne trio Trznadel, Skowronek, Trzmielojad Band. Akompaniować będą jak zawsze Wróblowaci..wszystkich, którzy 'mają uszy' i są spragnieni wytchnienia po długiej ziemie na koncert długo wyczekiwanych artystów zapraszamy!..Przybówka, Zagóra codziennie..wstęp gratis..a teraz wiadomości podkarpackie..we wsi Bajdy wczora.....

ps. panu Dzięciołowi specjalne podziękowania za systematyczną i bezinteresowną opiekę lekarską nad naszym domem
     rodzinę Jaskółek po raz kolejny witam w wymoszczonym i przytulnym domku między oszalowaniem naszej chaty po stronie południowej
    parze Sów zamieszkującej nasz komin przed laty  ślę serdeczne zaproszenie do powrotu i zamieszkania w chwilowo wolnym kominie domku Pomprowisi

ps. nie jestem znawcom ptaków (niestety) i cała wyliczanka ich nazw powyżej może dla niektórych wymienionych gatunków nie mieć sensu ale użyłam ich dla czystej przyjemności brzmienia ich nazw -bo czyż nie są piękne...

   

niedziela, 18 kwietnia 2010

Senne Wydziedziczenie

goa
 Nad ranem, dzień po urodzinach, męski  głos w moim śnie powiedział 'wydziedziczam cie'. W pierwszej chwili myślałam, ze chodzi o majątek czysto materialny. Zdenerwowałam się trochę, ze może moi rodzice chcą mnie wydziedziczyć ze spadku ... jakkolwiek niewielki on będzie...zazdrościć Karol, ze ona pewnie wszystko dostanie...Głowa zaczęła pracować, niefajne myśli krążyć. Po jakimś czasie, wiercąc się pod kołdra mojej szwajcarskiej samotni, pogodziłam się z ta myślą i natychmiast uświadomiłam sobie co miał mi naprawdę do przekazania ten sen, do czego odnosiły się te słowa. Zostałam wydziedziczona ze swojej rodzinnej historii, zamkniętego dziedzictwa pokoleń, które ciągle powtarzają te same błędy mając dostęp do podobnego pola energii, dzieląc te sama częstotliwość. Uwolniona z drzewa, które uschło, ze smutnego dziedzictwa, z ciężaru i odpowiedzialności, który moi rodzice wciąż na mnie kładą swoimi przekonaniami. Z zerowania na energii innych, nie brania odpowiedzialności, z negatywizmu, z wew pustki, sytuacji bez wyjścia, z bezradności....Poczułam że zaczynam wszystko od nowa. Ze zasadzone w chwili mojego poczęcia, przez wieczność i Pana Boga,  Drzewo MOJEGO Życia zaczyna kwitnąc, rodzic kwiaty o pięknych barwach i kształtach. Uświadomiłam sobie, ze poniekąd nieświadomie, dbałam o nie od wielu, wielu lat. Obkopywałam go, osłaniałam od wiatru i deszczu, przesadzałam w coraz dogodniejsze miejsca, bardziej nasłonecznione i przestrzenne, czytałam i czytałam jak o nie dbać, śpiewałam mu i tańczyłam na około małego ziarenka, ogrzewałam je żywym ogniem i światłem ....aż...wystrzeliły  w niebo pąki, zdrowe i mocne, kierujące się do słońca, prawie nie rzucające cienia... I to wszystko przyniosła wiosna. Tak jak w naturze. Jestem w końcu dzieckiem wiosny, przednówka. Jak wrócę do domu czeka mnie praca nad moim zmęczonym smutkiem ciałem, oddanie mu honoru za te wszystkie lata trwania, działania mimo trucizny, które w nie sączyła moje przeszłość, moje myśli, destrukcyjne działania. Oddaje pokłon Mojej Historii :
matce i ojcu moich rodziców
ich trudom i znojom
sile i słabości
ich historii
ich przodkom
matce i ojcu
ich historii
ich smutkom i radościom
uśmiechom i tragediom
siostrze
jaj historii
wszystkim moim niedonoszonym braciom
napięciu łona mojej matki
opiece którą miała mi silę dać mimo wszystko
samotnemu dzieciństwo
bujającej się w miejscu dziewczynce
jaj mądrym oczom
tęsknocie za ciepłem i bezpieczeństwem 
wrażliwości

pierwszym przyjaźniom
godzinom zabaw przed blokiem i naszym drzewie
wakacjom na wsi
łzom wylewanym przy każdej okazji
chorobliwej nieśmiałości
obawie przed ludźmi
nocnym strachom
moczeniu nocnemu
odwadze pierwszych wyjazdów poza 'dom'
dorastaniu
namiastkom samodzielności
wewnętrznemu chaosowi
kontrolowanemu buntowi
moim związkom
depresji
myślom samobójczym
nienawiści do swojego ciała
Anglii
niezrozumieniu
wciąż samotności
bezradności
narkotycznym upojeniom
jedzeniowym problemom
szaleństwo
Brahma Kumaris
moim aniołom
wszystkim mądrym słowom
latom na Wyspowej
kochanej pani Basi
candidzie i vestibulodyni
podróżom
przemyśleniom
książkom
duchowym nauczycielom
psychologii
tańcowi
moim zwierzętom
mojemu ciału
chacie pod Sowa i Dolinie Tęczy
małżeństwu
sobie.
Teraz mogę zaczynać od nowa.

środa, 14 kwietnia 2010

post scriptum do urodzin. podtytuł VULVODYNIA

goa - watching tha dolphins
Jako że od jutra nowe zycie zaczynam, to dziś jeszcze na kredyt starego,  bóle chciałam powylewać, a raczej popłakać nad 'swoim strasznym losem' i nad tym co 'mnie biedulkę' spotkało. Uzewnętrznić się i przez to uwewnętrznić. Powiedziec na glos. Wyjac z mroku.  Pobyć ofiarą losu swego...
A tak poza tym, to co napisałam po prostu mi sie podoba i z czystego egoizmu  poniżej ten tekst przytaczam.
A tak już na poważnie, to jest to bardzo ważny temat dla wielu kobiet i dziewcząt na całej ziemi i honor w poniższym wyznaniu im oddaję:

Ból przy intymnym kontakcie zaczął się kilka lat temu (.. nie pamiętam i nie chce pamiętać ile...) tak w zasadzie nagle i nic nie wskazywało na to ze stanie się to koszmarem zatruwającym moje sny na jawia i w realu aż do niedawna. Po pewnym czasie jego nasilenie uniemożliwiło mi zupełnie współżycie. Szukałam pomocy - lekarze ruszali ramionami lub robili ze mnie 'znerwicowana histeryczkę' jako ze fizycznie wszystko było ok. Za bólem przyszedł strach, który z czasem przerodził się w chroniczny. Nie było wyjścia.  Kręciłam się wkoło. Bałam się swojego ciała bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. W ramach szeroko uprawianego przeze mnie 'eskejpizmu' wstąpiłam nawet na duchowa ścieżkę propagującą celibat - bo w zasadzie i tak już tak żyłam, mimo ze w związku. Wydawało mi się to wówczas 'znakiem' przemawiającym za tym ze jestem stworzona najwidoczniej do 'wyższych celów'. Z oficjalnej drogi duchowej po jakimś czasie wystąpiłam, poszukiwałam sama ale w moim intymnym życiu dożo się nie zmieniło. Jakiś czas mieszkaliśmy z Klaudkiem oddzielnie i podświadomie oddychałam z ulga bo nie musiałam się obawiać zbliżenia. Sytuacja tzw.patowa po prostu! ! Ze barrddzzooo bolała i fizycznie i psychicznie - w zasadzie 'niedowytrzymania' - chociaż wiadomo człowiek wszystko wytrzyma jak musi. Waliłam głową w mur, płakałam i wyłam. Konflikt pomiędzy pragnieniem intymnego scalenia z partnerem a paraliżującym strachem przed nim był źródłem ogromnej frustracji. Połączenia nerwowe tak wiele razy przebyły te sama drogę ze sama myśl o seksie przyprawiała mnie o strach. W rozmowach ze znajomymi, rodziną, wydawałam się bagatelizować fakt ze nie mamy dzieci, w środku plącząc. Jak miałam im powiedzieć że dla nas jedyna nadzieją jest niepokalane poczęcie, a to przecież jak na razie w historii ludzkości wydarzyło się raz! A i to nie jest pewne. Wiadomo czas płynie, zegar biologiczny wybija swoje 'tiktak' z każdą sekunda. Patrzyłam na inne kobiety na ulicy i obsesyjnie myślałam o tym zże one 'mogą' a ja nie. Zazdrościłam im. Cierpiałam odizolowana, bo wiadomo w cierpieniu każdy jest samotny, a tym bardziej jeżeli coś co nam dolega jest niezrozumiałe, dziwne, a w dodatku tabu. Kilka dni temu, po kolejnym kryzysie, zaczęłam wertować neta -' vulvodynia...co to jest???? Wow. Płakałam i śmiałam się jednocześnie. MAM VULVODYNIE!! A właściwie vestibulodynie. Wiem co mi dolega. Jestem normalna!!! To jest czysto fizyczna dolegliwość! Nie psychiczna ! Można ją leczyc. 13 mln kobiet w samych Stanach na nią choruje! Te dziewczyny mówią tym samym językiem co ja. Jesteśmy z tej samej planety. ' Jakaż to ulga odnaleźć bohaterki tej samej bajki po tylu samotnych latach. Dalej wertowałam neta. Gdzieś przeczytałam, ze vv to choroba ' zamkniętych łez' - dużo dla mnie jest w tym prawdy i  jeżeli każda kobieta doda do swojej osobistej historii  kolektywną prawdę o tym co kobiety i ich ciała przechodziły przez wiele wieków to trzeba przyznać jest nad czym płakać.  Na szczęście materia złożona jest z przeciwieństw. Po drugiej stronie szali jest radość! Wiedząc na czym stoimy możną przetransformować bezradność w silę, cierpienie w radość, łzy w brylanty! Może nie być łatwo, wielu alchemików poświeciło cale swoje życie na przemienienie ołowiu w złoto, ale myślę, ze warto! Ze w zasadzie nie ma innego wyjścia! Wierzę, że jest to możliwe jeżeli włożymy w to determinację i serce. To jest motto na moje nowe życie!!!
I tak na koniec starego, wciąż na optymistyczna nutę...
Los chciał, ze dzień po moim wielkim odkryciu siedząc ze znajomymi przy stole ktoś poruszył temat króla Henryka 8 - oprawcy i miłośnika kobiet - i jego pozwu rozwodowego opartego na 'matrymonium non consumata' zadając kilkakrotnie to samo pytanie: 'A jak w zasadzie to nieskonsumowanie można udowodnić?'. Oczywiście wszystko było okraszone ironią i śmiechem. Jeszcze 2 dni wcześniej dotknęło by mnie to do żywego, rozdrapało isniejącą-nieistniejącą ranę, a tymczasem moja reakcja sama mnie zaskoczyła. Wyprostowałam się na krześle i ze spokojem byłam ze sobą, bo wiedziałam, ze takich kobiet jak ja jest więcej, ze 'nonconsumate' które nas dotyczy jest ok, ze nie jest to wyrok do końca życia, że nie jestem gorsza,  niewartościowa jako kobieta, nienormalna. Ze po prostu cierpię na stosunkowo rzadka chorobę, w zasadzie 'nieistniejącą' w Polsce, którą długo się leczy, której w dodatku w naszym kraju nikt nie chce leczyć, ale najważniejsze że jest nadzieja. W stanach, w których obecnie każdy lekarz i pielęgniarka zna vv, w których istnieją szpitale zajmujące się tylko leczeniem tej dolegliwości, 16 lat temu nikt o niej tez nie słyszał a cala sprawę nagłośniła grupa 5 kobiet cierpiących na bóle pochwy, nie wiedząc o nich nic.........Jest o co walczyć, o czym mówić.   Nigdy nie jest za późno żeby przetrzeć nowe ścieżki!!! Nigdy nie jest z późno na nowe życie!

ps. Słowa uznania dla mojego męża za to ze przeszedł cala te drogę ze mną, będąc zawsze dla mnie wsparciem w vv i jest gotowy dalej nią kroczyć.

urodziny

Znowu jestem na dobrowolnym wygnaniu 'za chlebem'. Jest wieczór, godz.21. Za kilka godz. rozpoczynam wiek 1 numerologiczny , przewracam kolejna kartkę w książce noszącej tytuł 'Moje życie'. Zapisuję nową tabularazę.. Niech będzie pełna radosnych,mądrych słów, śmiechu i ciszy! Pełna 'teraz', entuzjazmu,  siły i odwagi. Bliskości i ciepła. Pełni. Niech pisze ją stabilna ręka, pewnie a zarazem lekko.
Niech będzie to początek 'Nowego' w moim życiu - bardzo tego pragnę. Czego życzę sobie...nie mogę powiedzieć na głos...Czego życzyli mi bliscy...tego mniej więcej co ja sobie ...te urodzinowe życzenia, i wszelakie inne zresztą też, zwykle są do siebie podobne, maja coś w sobie ponadczasowego i uniwersalnego. Są jakby wyznacznikiem tego czego każdy człowiek pragnie w dziedzinie ducha : radości, szczęścia, spokoju, i w dziedzinie materii: zdrowia, sukcesu 'zawodowego' i 'życiowego'. Czasami tez życzymy sobie pieniędzy, bo chociaż wiadomo pieniądze szczęścia nie dają ale dla godnego życia sa niezbędne a ich brak potrafi spędzać sen z oczu.
Kita dzięki za bycie ze mną dziś i zawsze, wspólną celebrację mojego święta!
A moim rodzicom, których kocham i szanuje, mowię w ten dzień dla mnie specjalny: 'Pocałujcie mnie gdzie'  bo głupi jesteście jak but!!! Kolejny z kolei rok nie zadzwonili żeby mnie ukarać za zrobienie czegoś czego sobie nie życzą!!! za bycie taka jaka nie 'mam prawa' być!!! 'Zegnajcie' kochani!
Rach Ciach Ciach pępowina przecięta.
Wow zdecydowanie czuję się lżej.
Nowa karta, nowa energia, nowy los.

środa, 7 kwietnia 2010

HDC czyli Heroizm Dnia Codziennego

Kazda/y z nas ma w zanadrzu opowiesci z tej kategorii, przeszedl swoje i wciaz doswiadcza chwil, ktore wymagaja od niej/niego nadludzkiego wysilku. Dla jednych  moze to byc wstanie z lozka kiedy kazda komorke ich ciala przeszywa smutek, dla innych uratowanie komus zycia. I w jednej i drugiej sytuacji obszar potencjalu jakiego ludzie ci dotykaja w danej chwili moze byc identyczny, bo wszystko zalezy od ich osobistej chistorii i wewnetrznej sily.
Ja nie naleze do wyjatkow. Dobrze znane mi sa te male heroiczne czyny dnia codziennego, energetyczne silowanie sie ze swoim strachem, paralizujacymi uwarunkowaniami, mowienie prawdy kiedy nikt nie chce jej sluchac, takze ja sama, przeciwstawianie sie 'zlu tego swiata', takze w sobie.
HDC to jedno z moich bardziej ulubionych wyrazen. Sama mysl o nim pomaga wstac z kolan i byc czlowiekiem wyprostowanym, jak pisal Herbert.
Wszyscy jestesmy heroskami i herosami na swoj indywidualny sposob. Czyz nie jest to piekne? Amen.

smiech to zdrowie

a cialo zna odpowiedz - i kierujac sie tymi 2 haslami ostatnio praktykuje przefajne cwiczenie - wyobrazam sobie komorki mojego ciala smiejace sie do rozpuku, plasajace, tanczace, podspiewujace np.sialalala, hejhohejho i tym podobne, wykonujace uklady choreograficzne na wzor pulp fiction, poskakujace z radosci...naprawde niezly ubaw

zaslyszane i przekrecone

szame on me, shame on me
to put all the blame on myself
all responsibility
not to run free
shame on me

podroz czyli co sie moze wydarzyc w czasie podrozy z Krosna do Warszawy neobusem.

( chwilow brak mi polskich liter takze czytaczy przepraszam za uniedogodnienie )
Mozna:
* smiac sie szczerze jak Pippi Lanksztrum czytajac ksiazke Anny Gavaldy 'Pocieszenie'.
* (czytajac te sama pozycje) plakac jak Scarlet Ohara zewnymi lzami.
* zjesc powoli kanapke z past rybna wg 5 przemian, rozkoszujac sie kazdym kesem, a na deser kawalek przedwczesnego swiatecznego mazurka.
* uswiadomic sobie, ze lubi sie ogrodki dzialkowe - male poletka, namiastki wolnosci dla klasy pracujacej, na ktorych zapaleni dzialkowicze sadza co moga - oraz architektoniczna roznorodnosc ich zabudowan rodem z PRL pod haslem: 'klece z tego co moge a jak nie moge to przez noge'.
* popatrzec na swoje dlonie, tak naprawde i bez oczekiwan i strachu, poczuc je, poczuc serce, stopy, lzy i usmiech.
* posluchac dobiegajece z radia pana kierowcy dzwieki utworow Stinga, Claptona, Collinsa - dzentelmenow z przeszloscia i Rojka spiewajacego o samotnosci w swiecie ktory jest tez moj
* docenic kierowce za niezly gust muzyczny
* w przelocie rzucic okiem na arcydzielo budownictwa drewnianego -  swego czasu przepiekny dom z podwieszanymi balkonami, teraz walacy sie pod upluwem lat, ktory ktos dawno temu wlasnymi rekoma wybudowal i wyrzezbil...
* zobaczyc bociany, zielona szkole, kapliczke i woz z koniem, cmentarne anioly bez skrzydel i ze skrzydlami, kwiaty tanczace na grobach ...
* poczuc na swojej twarzy pierwsze promienie wiosennego slonca, tak bardzo wyczekiwane po dlugiej zimie
* wyprostowac sie i oddychac pelna piersia
* obejrzec przydrozne kobiety, kazda za wysokich obcasach z torebka i swoja wlasna historia pod pacha
* usmiechnac sie do psa pilnujacego zalanego w bele pana w Skaryszewie
* zamyslic sie nad egzotycznie brzmiaca nazwa zakladu przetworstwa miesnego MAMBA
* zatrzymac sie i stwierdzic, ze w zyciu naprawde powinny liczyc sie przyjemnosci dnia codziennego...

niedziela, 21 lutego 2010

sex

 Lara i Georgia, obie 7 lat,  bawia sie obok w pokoju. Nagle slysze ze beda 'robic sex'. Zaczynam czuc maly niepokoj. Rozebieraja sie do naga, ustalaja kto jest chlopakiem i ma ptaszka a kto dziewczyna i ma cycuszki a nastepnie nie moga sie zdecydowac kto jest na gorze, kto na dole. Georgia utrzymyje ze dziewczyny sa na gorze bo sa lzejsze, a Lara ze chlopaki - bo widziala w filmach. Sama sie nad tym zaczynam zastanawiac. .z niepokojem oczywiscie! Chwilke udaja ze sie caluja, wydaja dziwne odglosy, po czym Georgia stwierdza : 'Darling we should go down and get some breakfest. You need to go work, don't you?'. Ja siedze na kompie obok w pokoju, oprocz tego ze mam niezly ubaw, zastanawiam sie co, jako niania, powinnam zrobic - interweniowac czy nie??? Po pierwsze nie chce ich straumatyzowac, po drugie co mialabym powiedziec nawet jezeli zainterweniuja. Nie robia nic zlego. W gruncie rzeczy jest to niewinna zabawa 2 dzieci odgrywajacych 'role' zaobserwowane z filmow lub w realnym zycia. Dziewczynek bawiacych sie swoja tozsamoscia, animusem i anima. Zdecydowanie nie chcialabym przedstawic tematu sexu jako wstydliwego czy niefajnego. Intuicyjnie nie robie wiec nic. Za chwile zycie rodziny Lary i Georgie przechodzi w etap rodzicielstwa. Rodza sie im blizniaki - dziewczynka i chlopczyk!!! Zaczynaja sie pieluchy, spacerki itd. O sexie nie ma juz mowy. Oddycham z ulga poniekad. Kilka minut dzieciecej zabawy a ile w niej psychologii! Ile refleksji dla mnie o naszym kolektywnym, podswiadomym stosunku do sex-u! Bo przeciez wielu z nas tzw.doroslych zareagowaloby podobnie na taka sytuacje! A ilu zareagowalo zawstydzajac i obwiniajac bawiace sie dzieci na zawsze pozostawiajac slad na ich wrazliwej psychice ??? Tego nigdy sie nie dowiemy...

sobota, 20 lutego 2010

Jestem z Przybowka

Na początku wszystko wydawało się rodem z innej planety. Pani w sklepie obsługiwała za długo!!!! ( 'a ja!!!! przecież czekam'). Sąsiedzi, nierzadko nam w ogóle nieznajomi, wpadali bez wcześniejszego telefonu!!! i co ciekawsze, bez pukania!!! Siadali w kuchni i tyle!!! Dzień z głowy-bo szybko zwykle nie wychodzili. Miejscowi przyglądali sie nam z nieukrywana ciekawością przy każdym przypadkowym spotkaniu (mówiąc o nas ' o! to Ci nowi'). Robotnicy zatrudnieni do remontu albo trzymali w wielkiej  tajemnicy godzinę  rozpoczęcia i zakończenia pracy ('Do której pan dziś zostaje panie majstrze? Fajnie byłoby skończyć tę podłogę?''Jeszcze nie wiem...Zobaczę jak mi się będzie chciało pani gospodyni!!! Może zostanę do obiadu, może nie???) albo w ogóle się nie pojawiali przez kilka dni bo 'zapili'. Wiadomo wódeczka na wsi to podstawa wszelkich 'załatwień', spotkań sąsiedzkich i przysług. Za flaszeczka wszystko da się zrobić! a nie wypić z sąsiadem to prawdziwa potwarz po prostu!!! ( 'Co ze mną sie sąsiadka nie napije???!!!! Już nalane stoi!!!O patrzcie ją jaka miastowa się znalazła!!!')...
No i tak z każdym dniem uczyliśmy się życia na wsi my miastowi, a muszę przyznać, że jest to swoiste wyzwanie i inny świat. Długo nie czułam się 'stad'. Przez długi okres czasu na  pytanie skąd jestem odpowiadałam: 'Z Warszawy. Tutaj dopiero mieszkam pól roku.' za 6 miesięcy mówiłam że rok, a za kolejny rok że dwa lata. Moje warszawskie ego nie mogło się rozstać ze swoja tożsamością, a ja z nim. Zmiana dowodu byla dla mnie ciezkim przezyciem - adres zamieszkania : Przybowka ( 'O kurcze to juz nie przelewki...to sie dzieje...to sie stalo...jestem ze wsi!!!').  Uf...na szczescie miejsce urodzenia widnieje zaraz obok!
Niedawno jednak z ulga odkrylam, ze na to samo pytanie odpowiadam z lekkoscia: ' Z Przybowki pod Krosnem' i jest mi z tym dobrze. Lubie to nasze miejsce na ziemi, sasiadow wolajacych z daleka 'Czesc Aneta' i machajacych reka, wpadajacych jak gdyby nigdy nic o 9 rano ( wciaz bez pukania) i zostajacych na pol dnia, wymiane kilku slow z pania w sklepie (bo przeciez sie znamy!), pana z chlebem ktory co rano podjezdza do drogi.Lubie to ze u nas na Zagurze ludzie 'zachodza sie' do siebie, pomagaja sobie, szczerze 'szkoduja'sie nawzajem w biedzie. Lubie to ze w kazdej chwili moge isc do Basi nie dzwoniac wczesniej i zawsze jestem mile widziana; ze Kamil odsniezyl nam bezinteresownie drozke do domu bo wynalazl patent na plog; ze Basia i Kazia mnie odwiedzaja zeby mi nie bylo smutno jak Kita wyjezdza. Lubie to, ze Mietek mysli czy mamy wystarczajaco duzo drewna na zime; ze Emi sama do nas wedruje 'do pieskow'; ze Kita ma 2 kumpli pod nosem na ktorych moze liczyc, ze nasza kundelka Patulka jak zostaje sama na kilka dni to nie ' umrze z glodu' bo zawsze cos dostanie od Stecow.  Lubie to ze jak zyla Pomprowiczka to mielismy z Klaudkiem przyszywana babcie, ktora opowiadala nam 'stare dzieje', 'martwila sie o nas',  przychodzila codziennie, smiala sie z nam i milczala...i ze opuszczony przez nia nagle dom zawsze bedzie dla mnie 'domkiem Pomprowisi. Lubie to ze nasze pieski maja przestrzen i swobode , ze jak wygladamy przez okno w 'okiennym' to widze tylko przyrode, ze cale lato spedzamy na ganku w otoczeniu zieleni i zwierzat. Lubie to , ze zima potchodza pod okna sarny,ze w dachu mieszka sikorka a dom leczy nam dzieciol. Lubie ... byc z Przybowki.
Niespodzianka

piątek, 19 lutego 2010

zycie na goraco - polowanie na celebrytka - the power of BIG BROTHER ( nie moge zdecydowac sie na jeden tytul wiec sa 3) + podtytul 'jak zabraklo mi jaj'

Alez to byl ekscytujacy dzien. Lece sobie samolotem a tu ... kilka rzedow przede mna siedzi ten oto celebrytek - aktorzyna - ex-chlopak Joli Rutowicz!!! (pochodzacy z Kutna zreszta, obecnie Warszawiak)( tu bedzie fotka). Poczulam dreszczyk emocji i ... postanowilam wejsc w role paprazzii. W koncu raz sie zyje a ex-chlopaka Joli Rutowicz nie spotyka sie w koncu codziennie - to po pierwsze. Po drugie - fotka celebrytka zawsze sie czlowiekowi przydac moze! I po trzecie i ostatnie - zamieszczona na blogu doda mu troche 'spice-u', ze sie tak wyraze. Wiec siedze i czatuje...facet obok czyta ksiazke wiec chyba nie widzi ze jakos dziwnie sie zachowuje...o jest! jest! wstaje...poprawia wlosy...rozglada sie...dosyc ostentacyjnie idzie do toalety...dalabym glowe ze patrzy czy inni na niego patrza, czy jeszcze jest celebrytkiem czy juz nie???? no nic ...ja siedze i sie czaje ...wciaz ...juz prawie sie odwazam i ..... nic...skucha. Czekam dalej...znowu wstaje i odgarnia juz odgarniete wlosy...rzuca ten sam badawczy look pt. 'czy ktos mnie juz zauwazyl' i wyjmuje cos z lockera nad siedzeniem...dlugo to trwa...w miedzyczasie ww.look. Ja zmrozona siedze i tez lookam tylko z innego powodu - mianowicie 'czy on mnie widzi ze ja sie czaje???' I znowu nic...Patrze spod oka czy pan obok cos podejrzewa??? Chyba nie. Ok nie poddaje sie...wyczekuje na dobry moment...Trudno uwierzyc w moje szczescie ale obiekt mojego zainteresowania znowu wstaje, poprawia fryz. Szybko,szybko, gdzie jest ten aparat????Juz go widze w obiektywie, juz prawie naciskam spust...napiecie rosnie...o kurcze siada...co juz ladujemy, wszyscy wstaja (mimo ze sygnal 'zapiac pasy' jeszcze nie wygasl)...gdzie oni sie tak spiesza? przeciez jeszcze bedziemy czekac dobre 7 min az otworza drzwi...o God - gdzie moj celebrytek????Nie widze go...moze jeszcze go zlapie na transferze.........O GOD!!!!

Namnozylo sie w naszym pieknym kraju tych celebrytow ( nizszego i wyzszego sortu) co nie miara -czlowiek raz leci samolotem z kochankiem Joli Rutowicz, innym razem z mlodym Szturem, dnia nastepnego mija w drzwiach knajpy Szyca po wczesniejszym zaparkowaniu obok Kory. 'Life is beautifull', jak mawial Fellini......i full of zasadzkas, jak mawiamy my Polacy, wiec drodzy celebryci strzezcie sie bloggersow i ich kamer!!!


I tak zupelnie juz na marginesie dodam ze celebrytek ww. nakrecil 13 filmow ale dopiero sex z Jola Rutowicz odbyty na ekranach naszych ukochanych telewizorkow przyniosl mu dozgonna slawe ... niestety zgon nastapil niedlugo po zerwaniu z Jola i zakonczeniem sezonu 4959 Big Brothera!!!
Coz takie zycie celebrytka!!! A wiadomo jakie zycie taka smierc. I jezeli ktos z panstwa twierdzi ze nie slyszal o Joli Rutowicz to trudno mi w to uwierze! Chcac nie chcac mgnienia gwiazdek lat ostatnich klada sie cieniem na naszej podswiadomosci. A i swiadomie wielu z nas operujac opilot, w poszukiwaniu czegos na poziomie oczywiscie, zawiesi oko na kilka/kilkanascie minut na scenach z 'zycia wzietych' typu Big Brother, plotkarskich programach, czy jednej z naszych licznych mydlanych oper. Oczywiscie wielu z nas w sytuacjach nazwijmy je towarzyskich bedzie bilo sie w piersi krzyczac 'ja! nigdy w zyciu' (podswiadomie uzywajac tytulu jednej z ostatnich polskich produkcji) albo 'ja takiego chlamu nie ogladam'itp...Ale, znowu cytujac, 'kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem' i cos czuje ze malo byloby wolontariuszy??? I na tym koncze moja relacje z zycia na goraco a cala sprawe pozostawiam Wam, drodzy czytelnicy, do przemyslenia, zanim wezmiecie dzis wieczorem pilota do reki, bo przeciez 'ciekawosc to pierwszy stopien do piekla' a 'Wielki Brat patrzy' nieustannie!!!
Dziekuje za uwage
Z uszanowaniem ( takze pana Jarka )
Aneta Pfajfer - Boczkowska
Verbie
Szwajcaria

A

wyznanie

I know how to love.
 I'm not afraid any more.
It took me so many years to trust, to open my heart.
It's happening now again.
To love is such a blisfull feeling!
The mistics are right to have love in your heart brings joy, happiness and serenity.  
I love you Klaudiusz
Aneta

new discovery!!! - I'm ok!!!

tyle przeczytanych slow, tyle przezytych kryzysow, tyle uniesien, tyle dni..... i tygodni...... [tak malo spokoju]  ciagla wewnetrzna walka     pisanie... pisanie...     iluminacja-prawda     { i tylko kilka spokojnych oddechow 1 2 3 4 5 6 7 8 9 }       duzo slow ktore rania, malo slow ktore koja           krotkie chwile wspolgrania ze soba, innymi i wszechswiatem    <<  i znowu moje prywatne wiezienie i znowu goniennie za swoim wlasnym ogonem>> ... mysli........ mysli................................. samotnosc, mysli...mysli......... (niewypowiedziane slowa)   bariery, uczucia,uwarunkowania       porzadek + chaos, Przerazajace Spojrzenie Mojej Matki        nie ma mnie    zagubienie    Pan Strach przejmuje stery= zadnego ratunku.... serce bijace jak szalone....zaglada w kazdej chwili....ciemnosc....wiecej ciemnosci..... 'gdzie ja jestem?''kim ja jestem?''co ja czuje?''co mam robic?'     ---   wieczne NIE WIEM   ---         malutkie swiatelko     >  odkrycie (slowa nareszcie zinternalizowane)

                                                   JESTEM W PORZADKU  
                                                           JESTEM OK

it's ok to be lost,    it's ok to make mistake,    it's ok not to be perfect,        it's ok to be not liked,   
it's ok to like and dislike,      it's ok to be silent,      it's ok to be stressed,      it's ok to love!!!
it's ok to hate for a while,      it's ok to experience pleasure,    it's ok to take,       it's ok to feel bad,
it's ok not to know and it's ok to know,     it's ok to to look great,      it's ok to feel safe      it's ok to fear
...................................................................................................................................................................

       

poniedziałek, 15 lutego 2010

poniedziałek, 8 lutego 2010

rozmowa Anet z Anetą 2

- O kurcze ale wpada przecież to się pisze przez s - niestrawność...ale gafa normalnie i to na  oczach milionów układów scalonych!!!

-Poniosło Cię Anetko poniosło...

-No cóż na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć że to przez ten firestarter

-Aha

-No właśnie

-Aha

-Wow!!!! ktoś mnie czyta!!!! ktoś ze mną czatuje!!!nareszcie!!!! wow!!!! 

- Na to wygląda Anetko.

-Nie no super po prostu!!!! Cieszę się...Ale chwila moment...kto to jest??? 

-No Ja!

-Co za Ja?

-No Ja Anet nie poznajesz ???

- To znaczy że znowu gadam do ... Siebie....a już myślałam że...

-Człowiek to nie tylko zwierze stadne ale i samowystarczalne w końcu. Co tak posmutniałaś?

-Bo ja myślałam że ktoś czyta to co ja pisze ...i i ...i się ucieszyłam.

-Szczęsciara to z Ciebie jest - to fakt.

-Dlaczego niby?

-Ktoś Cię słucha, poświęca Ci uwagę, rozmawia z Tobą, chce Cię zrozumieć. Czy nie o to nam wszystkim mieszkańcom planety o to chodzi??? Nam czaterom, klasowiczom, blogerom itd...

-No tak ale tak gadać Sama  ze Sobą to trochę obciach. Każdy z nas chce być kochany!  Mieć dużo znajomych na nk, fanów na blogach, komentarzy do zdjęć, znane gęby na facebooku....

-Słuchaj wyluzuj przecież i tak wszyscy jesteśmy zanurzeni w tym samym polu energii . Czy rozmawiasz ze mną czy ze sobą czy z Kowalskim Jasiem czy nawet z Dorotą Rabczewską to tak naprawdę nie ma znaczenia, jeśli myślimy w kategoriach energii kwantowej oczywiście.

-Wiesz co Anet masz racje. 

-Pewnie. Ale wiesz, żyć jakoś też trzeba, nie ? W końcu wszyscy jesteśmy ludzmi.

-Tak, tak ... ta dwoistość istnienia...

-No właśnie! Ludzie i ludziska jak to mówią...Słuchaj Anetko mam do Ciebie prośbę - możesz mnie wysłuchać przez chwilę. Muszę z Tobą porozmawiać ...tak dawno nikt mi nie poświęcił uwagiiiiiiii..................



saksy z Indiami w tle

Fiona, Angielska Kanadyjka u której 'popracowywyje' w Szwajcarii i Londynie jako niania from time to time, powiedziała mi kiedyś: 

'Going to India changes the whole idea about life. You should go Aneta. It's your sort of place. You'd absolutely love it'

 

A świat to taka restauracja * zamawiasz coś z menu albo spoza

                                              *czekasz 

                                              *kelner serwuje danie ( z tym że nie zawsze to czego chciałeś, szef kuchni wie!!! co dziś smakuje najlepiej i co dla Ciebie jest zajzdrowsze w tej właśnie chwili )

 


Nie wiem dokładnie kto te |Indie dla mnie zamówił - ja czy Fiona - ale Indie zostały mi przyniesione 'pod nos' w krótkim stosunkowo czasie - w formie saks!!!  a dokładniej mówiąc- nianiowania 3 angielskich dzieci na Goa - famous hippie destination. 

I tak to w restauracji zwanej Życiem Szef zaserwował mi Wybrzeże Oceanu Indyjskiego ( foto 1) w Angielskim Sosie (foto 2) ( przepis 1) 

 

 

                                                         foto 1

 
 foto 2

 

 

  Sos.

Ten oto młody wyluzowany angielski człowiek z butelką, płci męskiej, jeden z 13 składników Sosu Angielskiego, był przyczynkiem wielu moich nieztrawności a także głębokich konfliktów z ww. family ( difficult to belive yehhh??? )

Jego wzrok zdawał się mówić 'I'm a firestarter, twisted firestarter You're the firestarter, twisted firestarter I'm a firestarter, twisted firestarter' ( Prodigy)



 

 

 

*Przepis 1 

*Wybrzeże Oceanu Indyjskiego - nieopisana wielość smaków niesłychanie równa w swej schierarchizowanej formie

*Sos Angielski -5 osobowa rodzina  predestynująca do miana tzw. notting hill posh groovies i yummie mummies sort of thing....+ friends

 

 cdn

niedziela, 7 lutego 2010

Rozmowa Anety z Anet nr1 ( zredagowane z facebooka ) dalszy ciąg przyczynowo-skutkowego procesu pt.jak doszło do tego że piszę bloga

(Stream of consciousness) wow myślenie to moja specjalność - a mój komp mnie wciąż pyta o czym myślę, a ja z natury niewinna i otwarta jak dziecko odpowiadam...może chociaż on/ona ( bo w zasadzie dlaczego komp jest rodzaju męskiego????gdzie to uprawnienie o którym tak dużo się mówi od lat wielu cholera) mnie słucha ....zdaje sie że po to tutaj wszyscy piszemy żeby ktoś to czytał...taką wczoraj w każdym razie w sobie odnalazłam intencje stojącą za tym gryzmoleniem klawiszami  i powiedziałam sobie na tyle stanowczo na ile potrafię 'hola hola moja panno po co Ci to obnarzanie???? i postanowiłam pisać dla Siebie...przecież tak naprawdę to ja to jedynie czytam - a jak ktoś chce w tym performensie swojego rodzaju brać udział to też dobrze.. w myśl  hasła 'do niczego sie nie przywiązuj, niczego się nie wyrzekaj' (de Mello)...i tak to na oczach milionów układów scalonych doznałam, nie po raz pierwszy, rozdwojenia osobowości - piszę dla Siebie o Sobie i Sobą...gdyby nie AVATAR byłabym prekursorką trójwymiaru - w Swoim własnym świecie oczywiśćie...no cóż ?generalnie w mojej głowie bywało gorzej ... więc i z tym rozczłonkowaniem sobie poradzimy...power be with me (Pokemon)....kurcze ten cały facebook miał być dwujęzyczny żeby więcej ludzi mnie czytało...w końcu nazwałam sie kosmopolitanką a to niby do czegoś zobowiązuje...ale teraz mogę już wrzucić na luz - w końcu piszę dla Siebie - a mój 1 język to język polski a kosmopolitanizm to w końcu jak, wszystko inne, state of mind, istn't it????

ps.no i jeszcze jedno -'Polacy nie gęsi i swój język mają' 

ps.a język żyje, zmienia się, rozwija i zwija .... i dlatego w słowniku widnieją hasła : shop, sie ma, blokers....i ja za pozwoleniem panie Miodek pragnę mieć w tym fascynującym procesie brać udział i wywlec na światło dzienne istniejące w eterze dzwięki i językiem się pobawić

 

wczoraj ciąg dalszy

    Ci których 'świat' 'pokochał' po ich śmierci - Jezus Chrystus, Michael Jackson, Pina Baush, Kopernik, Paracelsus.............................................................................

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    

 

Net .... tak bardzo łączy i tak bardzo dzieli....wszystko jest dwoiste. Życie jest pełne paradoksów. 

 

     

  Wciąż w głowie śpiewa dla mnie Alanis

















       i zachęca do refleksji
jak być nagim wśród ludzi ??? otwartym i niewinnym jak dziecko??? jak być Sobą???  Czyż wszyscy nie spędzamy na odkrywaniu tej prawdy życia, a nawet żyć .....nawet jeżeli bardzo nieświadomie...
 
thank you India

A new beginning

...raz jeszcze zaczynam...jak codziennie od nowa...machina ruszyła...proces trwa...zawsze nieskończony...
 
nasza górka wczoraj

wczoraj

    Wszystko jest możliwe, teleportacja, telepatia, cofanie się w czasie. Taka byłam wczoraj o godz.12:18.( dziś redagowana ):

   Słowa klucze z tekstu Alanis oczywiście w moim subiektywnym tłumaczeniu: jestem mieszkanką planety / zaczynam na płd  /  rosnę ze specjalnego nasiona / przez morze do europejskiej sielanki  /  przecinam pępowinę / całuję matkę mojej matki / nowy teren /  patrząc na horyzont / onieśmielona nowym otoczeniem / mój prezydent kwan yin / granice przekraczane samolotem / moje więzienia - domy rehabilitacji / wracam do swojego gniazda / ale wszystko jest inne więc czekam / mój patriotyzm się rozszerzył na inne wymiary / pakuję walizkę nic wartościowego wszystko święte / moje prawo to prawo atrakcji  / moją karą konsekwencje / grzech pierworodny oddziela od żródła / dzieci demokracji są suwerenne / nauczyciele mędrcami / kilka kolejnych lat jest zamazane / nici przeplatane przez kolory, kultury / zaczynam żyć / globalnie zneutralizowana / od prostych korzeni do wysokich wizji / pod opieką aniołów / moje ciało wyznacza kierunek / moja rozrywka-przekraczanie limitów / skazana na człowieczeństwo /myśli z mojego głębokiego wnętrza/ 

Kwan yin i ja






 

 

 

  

 

 

 

 

  Kolejny wspaniały pomysł wdrożony minimalnie...delikatnie. Wiem, że długa droga przede mną i samą ideą. W marzeniach wszystko wygląda inaczej. Wszystko czego pragniemy już istnieje. Marzeniami faktycznie żyjemy jak król (Ryszard Riedel). W świecie tzw.rzeczywistym, z drugiej strony, nic nie ma za tzw.darmo... prawie nic. Czyżby hasło 'praca ponad wszystko' było wciąż aktualne? A może znowu? Sztuką jest harmonijne wyważenie pracy czasem nieróbstwa, bycia...

   Na ile starczy mi sił, determinacji żeby ten projekt zrealizować, żeby marzenie stało się materią? na ile sie sprawdzę? czy wygram ze sobą?czy sobie odpuszczę? kiedy walczyć a kiedy zawiesić broń? a może moja czarodziejska różczka nareszcie wyczaruje mi ten świat marzeń tak po prostu - chokus pokus !!! 

 

A może

Prosty Czar na spełnienie życzeń


Na początku zapal świecę którą samodzielnie sobie wybierzesz.
Jeżeli chcesz, to możesz zapalić więcej niż jedną.
Teraz zapisz swe życzenie na czystym kawałku papieru.
Złóż papier czerokrotnie i spal go w płomieniu świecy.
Popioły rozsyp w ogrodzie.


zadziała???? Warto próbować w każdym razie. Człowiek uczy sie na błędach jak mówi Adamek...nieraz trzeba wziąć na siebie trochę ciosów, podnieśc sie, strzepać kurz ....a czasem użyć innego zaklęcia, na przykład:

Descendo [edytuj]

Wymowa: "Descendo".
Opis: Otwiera ukryte przejścia.
Użyte po raz pierwszy: w tomie "Harry Potter i Insygnia Śmierci" przez Rona, kiedy pokazywał Harry'emu ghula
Etymologia: z Łaciny descendo, -erezstępować, zchodzić

innym razem po prostu iść spać...dobrej nocy mówię sama sobie. hej Anet

 

Wypadałoby kilka słów o sobie napisać na dobry tzw.POCZĄTEK ale na ten temat mam pustkę w głowie. Wszystko przecież się zmienia moja opinia o mnie i JA też. Niech będzie to proces twórczy więc, TERAZ redagowane na gorąco, stream of consciousness zainicjowany w literaturze przez Virginie Woolf, a przecież od zawsze istniejący...

Wszystko zaczęło się przedwczoraj na facebooku właśnie tak:



I start up in the north I grow from special seed
I sprinkle it with sensibility
from French and Hungarian snow
I linger in the sprouting until my engine's full

Then I move across the sea
To European bliss
To language of poets
As I cut the cord of home
I kiss my mother's mother
look to the horizon

wide eyed, new ground
humbled by my new surroundings

I am a citizen of the planet
My president is kwan yin
My frontier is on an airplane
my prisons: homes for rehabilitating

Then I fly back to my nest, I fly back with my nuclear but everything is different
So I wait, my yearn for home is broadened, patriotism expanded by callings from beyond
So I pack my things nothing precious all things sacred

I am a citizen of the planet
My laws are all of attraction
My punishments are consequences
Separating from source the original sin

I am a citizen of the planet
democracy's kids are sovereign
Where the teachers are the sages
And pedestals fill with every parent

And so, the next few years are blurry, the next decade's a flurry of smells and tastes unknown
Threads sewn straight through this fabric through fields of every color one culture to another

I come alive and I get giddy I am taken and globally naturalized
I am a citizen of the planet
From simple roots through high vision
I am guarded by the angels
My body guides the direction I go in

I am a citizen of the planet
My favorite pastime edge stretching
Besotten with human condition
these ideals are borne from my deepest within